Dar posługiwania sie energia mam wrodzony, oczywiście nie wiedziałam o tym kiedys i interpretacja była inna. Jednak musiałam nauczyc się to kierunkować. Jestem totalnym samoukiem i raczej unikałam "nauczycieli". Każdy jest indywidualny. Bałam się ukierunkowań (wykrzywień)mojego potencjału. Po drugie nie miałam kasy na kursy itp. Pierwsza była książka o Hunie i długo nic. Dopiero niedawno zostałam inicjowana w reiki pierwszego stopnia. Choc energią posługuje się bardziej zaawansowanie. chodziło mi o możliwość uzdrawiania.
Ale jesli chodzi o "wyjścia" :Spontany mi się zdarzają tak często jak i celowe wyjścia. Jednak to nie znaczy, że zawsze mi się udaje
Spontaniczne wyjścia sa ok pod warunkiem że nie jesteśmy w tramwaju na schodkach albo na ważnej rozmowie , gdzie próbujemy sie skoncentrować na ważnych sprawach...
oto dwa przypadki kiedy mi sie to zdarzyło.
Uprzedzam - wtedy nie umiałam tego zakontrolować.
Ci, którym ciało niefizyczne samo wyłazi spontanicznie znają pewnie to uczucie bujania na boki. Ciało niefizyczne wychodzi na niewielki dystans w różnych kierunkach. To powoduje natychmiastowe dostrajanie i traci sie kontakt z otoczeniem świata fizycznego.
stoję w tramwaju. Gorąco, trochę mi słabo. Zbliża się przystanek , bujanie. Tracę kontakt z rzeczywistością fizyczna schodząc ze schodków tramwaju. Ocknęłam się siedząc oparta o przystanek ktos dzwoni po pogotowie z komórki. Porządnie przyrżnęłam w beton głową. Nie moge się komunikować choć jestem świadoma tego że jestem prowadzona do karetki nie jestem tutaj. Do końca dnia siedzę nieruchomo na wózku kiedy robnia mi badania. Wszystko jest ok. Ocknęłam sie po badaniach. Wracam do domu.
sytuacja 2. Siedze w knajpce, przed wyczekaną długo rozmową, ważną. Chcę wypaść korzystnie z różnych przyczyn. Nadchodzi rozmówca.
Jestem podekscytowana. Zaczyna się dobrze, ale za chwilę ciało wyłazi mi na boki i po skosie. Dostrajam się do innej rzeczywistości automatycznie. Wyostrzam zmysły, przepraszam rozmówcę że nie moge sie skupić. Za chwile padam w inna przestrzeń.Wygląda to tragicznie. Jakbym była naćpana. Po prostu odpływam i gubie wątek. Po pół godzinie czuje sie skapitulowana. Nie próbuje juz podtrzymać toku rozmowy. przepraszam ale wiem, że rozmóca jest zawiedziony i zdziwiony. Wychodzę co 5 minut. Musze wracac do domu... To był najgorszy okrec niewiedzy w tej materii. Nie miałam z kim porozmawiać.
Teraz - juz jest zupłnie inaczej. Kontrola przytomności. Znajomość z tamtym rozmówcą uratowana. Uff.
4 stycznia 2008
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz